czwartek, 16 października 2014

Dzień 7: Park Krugera cd. Poranny spacer po buszu.


Trzeciego dnia w Krugerze zdecydowaliśmy się na poranny spacer z przewodnikiem po buszu. Podchodziliśmy do tego nieco sceptycznie, ale potem okazało się, że całkiem niesłusznie. Byliśmy jedynymi uczestnikami imprezy, a z nami para czarnoskórych strażników- przewodników. 

O 5ej wyjechaliśmy z osady przed jakimkolwiek konwojem turystów i ruszyliśmy kilka kilometrów w głąb buszu. Wcześniej oczywiście zrzekliśmy się jakichkolwiek roszczeń na wypadek ataku słonia, lwa czy nosorożca. Ale uzbrojeni strażnicy działali bardzo profesjonalnie, nie pozwalając nam na jakiekolwiek odejście od reguł. Kroczyliśmy bez słowa gęsiego, zatrzymując się na klaśnięcie czy cmoknięcie strażnika, który to wypatrzył najpierw rodzinę nosorożców, potem słonia i zebry. Plamy w krzakach, które zwykły śmiertelnik by zignorował- oni z kilkuset metrów potrafili bezbłędnie rozpoznać. 

Busz wygląda zupełnie inaczej z perspektywy bardziej przyziemnej, gdzie nie ma tego komfortu siedzenia w samochodzie i przykręcanej szyby. Każdy szelest wydawał się być drapieżnikiem, a nasza piątka zagubionych świnek totalnie bezbronna. 

Ostatecznie po ponad dwóch godzinach spaceru i ciekawego wykładu wróciliśmy do osady, żegnani przez słonia i zebry.


Busz o poranku. Czekaliśmy aż mgła opadnie, by było bezpieczniej.

Jeepem w stronę naszej części buszu. Nas dwaj przewodnicy- strażnicy.

Pokazywali wszystkie owoce buszu, łącznie z łajnem słonia.

Uwaga słoń.

Uzbrojeni w strzelby (podobno nigdy nie używane wobec zwierząt. Wolą alternatywne rozwiazania, tzw.na małpę (krzyki, rzucanie kamieniami, aby dziki zwierz stracił apetyt).

Czaszka nosorożca.

Kiedy jeden przewodnik opowiadał nam historie o zwierzętach, drugi bacznie obserwował teren dookoła.


 
Z porannego spaceru nie ma zbyt wielu zdjęć, bo zwierzęta do których podchodziliśmy były oddalone kilkanaście metrów od nas. Można było je usłyszeć bez zakłóceń silnika i innych turystów. 

Po powrocie byliśmy wciąż głodni odnalezienia wreszcie geparda i lwa. Pojechaliśmy w inne rejony niż dotychczas i się udało! Lwy oczywiście były zajęte sobą, jak domowe koty, spędzając 18 godzin na dobę na spaniu. Nasze lwy można było ledwo dostrzec przez gęsty busz. Dowodów nie mam- oprócz zeznań świadków.

Geparda nie udało się dostrzec, ale za to kilka innych ciekawych okazów na pożegnanie z Krugerem.

Kąpiące się antylopy.
Padlinożerca.
Uwaga, żyrafa!
Małpy nie były czymś niezwykłym w Krugerze, bo można je było spokojnie znaleźć w wielu miejscach. Szczególnie przy otwartych jadłodajniach, gdzie rabowały resztki ze stołu.

Czaplowate.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz