środa, 8 października 2014

Dzień 2: Plaża- Waterfront Port- Kolorowe domki- afrykańskie piwo

 Drugi dzień rozpoczęliśmy od pójścia na plażę, a właściwie na kilka z nich, bo Kapsztad ma ich z kilka w promilu kilkunastu kilometrów. Sopot to nie jest, ale porozrzucane kamyki też robią swoje. Przypływ zrobił niespodziankę z muszelkami. Chodziliśmy po nich jak po zwykłym piasku. Muszle przykryły całą klikunastometrową plażę.
 I też takie rośliny morskie- potwory o kilkumetrowych łodygach. Jeśli coś takiego pływa w Atlantyku i łapie za nogi- to ja dziękuję. Jedno z takich dziwnych przerośniętych porostów poniżęj.

Pochodziliśmy po skałach przy brzegu i z powrotem po kilkukilometrowym spacerze zawinęliśmy się do Portu Waterfront.



 W Porcie atmosfera Mielna- stragany, kawiarenki i stado turystów. Przysiedliśmy na kawę, ale tylko na chwilę, aby dalej ruszyć w kierunku kolorowych domków z przewodnika.



Są i one- kolorowe elewacje dwupoziomowych bunynków zaraz przed kapsztackim slumsem. Robią wrażenie nawet ciekawe na fotografii, ale na żywo rozczarowują. Jednak, kolejna atrakcja zaliczona- na plus czy minus- szybko zapominamy.




Podsumowaniem naszego dnia jest wypad do pubu na kapsztadzkie piwo, a po drodze obwodnica "do nieba" i powrót ludu pracującego.

Piwo smaczne- widać, że Europejczycy maczali w tym palce. Wybór jak w przyzwoitej wrocłąwskiej knajpie. Liczyłam na jakieś dzikie połączenie bananów z chmielem- a tu po prostu przywoity Ale. Te plamy na twarzy to tylko słońce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz